A jeśli koniec lata, to wycieczka na giełdę staroci. Wybrałam się tam w słoneczny piątek i muszę przyznać, że tym razem na placu panowała zaskakująco pozytywna, nieco wakacyjna atmosfera – może właśnie przez słońce. Mniej było melancholii, a więcej skarbów, rozmów i żarcików. Podyskutowałam więc o szkle i ceramice, pooglądałam obrazy i zdjęcia, a także zadzierzgnęłam kilka kontaktów handlowych.
Cenię sobie na tej giełdzie kilka warstw wizualnych: zastały kontekst, punktowe interwencje i mobilność instalacji ze stolików, prześcieradeł i plandek.
Detal i relaks
Dóbr wszelakich było mnóstwo – pojemniki na śledzie (lub też tylko ich pokrywki, ale za to w pięknym, turkusowym odcieniu), patery emaliowane, talerze na ścianę (jeden z pomarańczowym łosiem), rzeźby Indian oraz Buddy, całe zestawy mebli, w tym kilka egzemplarzy z lat 60. i 70., prawie oryginalnych.
Wybieraj i siadaj
Usatysfakcjonowała mnie również warstwa ikonograficzna prezentowanej sztuki – na przykład jakże aktualna oraz sygnowana grafika Picassa, która spokojnie mogłaby się znaleźć na sławetnej wrocławskiej wystawie o bykach, bo i temat odpowiedni, i technika też. W sumie teraz żałuję, że nie nabyłam…
Prawdziwy Picasso
Lekką ręką układane obrazy i zdjęcia dają czasami intrygujące zestawienia. Polityczne, historyczne i estetyczne:
Duety
Jak już kiedyś wspominałam, na wrocławskiej giełdzie rzadko pojawiają się moje ulubione przedmioty i powojenne wzornictwo. Takie na serio ciekawe, a nie w formie bażanta czy karafki-ryby. Tym razem z dużą przyjemnością obejrzałam sobie czajnik z Ćmielowa, w unikatowej malaturze, czerwono-czarno-złotej. Nie było mnie na niego stać, ale co sobie ze sprzedawcą-koneserem pogadałam, to moje. W czasie tej rozmowy podszedł do nas pan z sąsiedniego stoiska i wskazując na czajnik zapytał: To komunistyczne? Wzburzeni odparliśmy: Nie! Światowe!
Czajnik z Ćmielowa (wzór “Goplana”)
Do wzięcia były też dwa niezłe, zachodnioniemieckie fotele, będące wariacją na temat klasycznego uszaka. Niestety, ilość posiadanych przeze mnie foteli (po i przed renowacją) przekroczyła już dawno masę krytyczną, więc mogłam im się tylko poprzyglądać. Gdyby ktoś miał miejsce i ochotę, niech da znać – pan jest z Rawicza, namiary mam, a cena bardzo atrakcyjna. Swoją drogą to ciekawe – taka forma, a obicia klasyczne, salonowe, aksamit i metalowe guzy. Czyli nowocześnie, ale solidnie. Trochę po niemiecku.
Bliźniaki-uszaki
Czy mogłam wrócić z pustymi rękami, pomimo ograniczonych finansów i końca miesiąca? Oczywiście, że nie – wróciłam z kolejnym szklanym okazem, czyli z wazonem znanego już Miloslava Klingera. Piękna przejrzystość i obłędne zestawienie kolorystyczne, turkusowo-fioletowe. Szukam teraz dla niego miejsca, bo jest dość wysoki i nie mieści się w wystawce nadbiurkowej. Patrzę na to szkło i mam ochotę na więcej. Wazonów oraz giełd.
Nowy Miloslav Klinger