Całoroczne wzmożenie architektoniczno-literackie wreszcie zaczyna nabierać realnych kształtów. Nie jestem specem od (auto)reklamy, ale stwierdziłam, że temat obroni się sam, na tyle jest frapujący i osobny, a ja występuję w tle i dlatego dziś będzie o książce. A może bardziej o albumie z tekstem, który sobie płynie (mniej lub bardziej wartko) między zdjęciami i rysunkami.
Wrocławskie Muzeum Narodowe obchodzi właśnie 70. urodziny, świętuje je hucznie wystawami (w tym nową stałą “Cudo-twórcy”), wykładami i spotkaniami, a także zestawem okolicznościowych publikacji o swoich budynkach. Siedzib jest cztery, więc z tej okazji powstał książkowy czteropak, dźwigający Muzeum Sztuki Współczesnej (Pawilon 4 Kopuł), Muzeum Etnograficzne (dawny pałac biskupów), Gmach Główny (dawna Rejencja Wrocławska) oraz rotundę “Panoramy Racławickiej”. Opieką redakcyjną otoczyła całe przedsięwzięcie Barbara Banaś, a wszystkie szczegóły znajdziecie na stronie Muzeum Narodowego.
Okładki książek z muzealnego czteropaku (Muzeum Narodowe we Wrocławiu)
Przypadła mi w udziale fucha najmilejsza, bo pisanie o rotundzie “Panoramy Racławickiej” i wybieranie materiału ilustracyjnego, czyli archiwalnych zdjęć, planów i rysunków. Wybieranie miało też wymiar czysto fizyczny, bo trzeba było się wybrać do Tychów, gdzie znajduje się dokumentacja projektowa i przy okazji porozmawiać ze współautorką rotundy, Ewą Dziekońską (sama nie wiem, co było najlepsza częścią tej wyprawy – tu wielkie podziękowania Patrykowi Oczko, autorowi książki o Marku Dziekońskim).
Chociaż każdy z autorów trudził się nad innym tematem i budynkiem, to struktura wszystkich książek jest podobna: na początku zestaw 10 współczesnych zdjęć autorstwa Mikołaja Grospierre’a, który zaczyna od szerokiego kadru żeby skończyć na wnętrznościach, ukrytych zazwyczaj przez oczami zwiedzających. Kolorystyka nieco jesienna, obrazy melancholijne, plany ogólne i detale.
Rotunda “Panoramy Racławickiej” na zdjęciach Mikołaja Grospierre’a (ilustracje z książki, Muzeum Narodowe we Wrocławiu)
Po fotograficznym wstępie zaczyna się opowieść o historii i architekturze, w przypadku rotundy podzielona na trzy części: “Panorama Racławicka” we Lwowie, “Panorama Racławicka” we Wrocławiu oraz Prefabrykat, kosynierzy i zieleń (plus wybrana literatura, biogramy i kalendarium). Na 100 stronach tekst zajmuje stosunkowo niewiele miejsca, przewagę mają fotografie i rysunki, w tym też takie, które nigdy wcześniej nie były publikowane (ze zbiorów Muzeum Narodowego, Muzeum Miejskiego, Muzeum Architektury, Ossolineum, Muzeum Miejskiego w Tychach i ze zbiorów prywatnych).
Obrazkowa opowieść o budynku i jego zawartości (zdjęcia ze zbiorów Zakładu Narodowego im. Ossolińskich i Muzeum Miejskiego Wrocławia)
Niezależnie o tego, czy pisana, czy opowiadana ilustracjami, historia panoramicznego malowidła i budynku, który powstawał przez prawie 20 lat, jest jedną z ciekawszych architektonicznych (ale też politycznych i społecznych) narracji powojennego Wrocławia. Nie będę się tutaj rozpisywać jakoś szczegółowo (wiadomo, w książce jest więcej wszystkiego), ale nawet przypomnienie najważniejszych faktów wystarczy, żeby uważniej przyjrzeć się betonowej rotundzie. Wszystko zaczyna się we Lwowie, w 1894: jest patriotyczne uniesienie, komercyjny sukces i drewniany (przeciekający) pawilon dla malowidła Jana Styki i Wojciecha Kossaka (i do dziś nierozstrzygnięte pytanie: kto namalował Kościuszce konia?). Potem perturbacje z remontami i zagrożenie podczas II wojny światowej, wreszcie akcja demontażu i przewiezienie w 1946 do Wrocławia (a tymczasem dawna rotunda stoi w Parku Stryjskim do dziś, przebudowana na salę gimnastyczną).
Wątek lwowski (Muzeum Narodowe we Wrocławiu)
Drugie życie malowidła to seria komplikacji, nacisków politycznych i społecznych inicjatyw, to też walka z czasem i problemami technicznymi. Od 1948 roku, kiedy ogłoszono pierwszy konkurs na budowę siedziby dla Panoramy Racławickiej, kontrowersyjny (bo antyrosyjski) temat wraca jak bumerang, wraz ze zmianami politycznej atmosfery: powstaje komitet budowy, w 1957 roku SARP ogłasza drugi konkurs, który wygrywa małżeństwo młodych, wrocławskich architektów, Ewa i Marek Dziekońscy. Sukces, wywiady, przygotowana rok później dokumentacja (w tym dwie wersje pawilonu wejściowego, reprodukowane w książce) i co? I nic, Dziekońscy jadą szukać szczęścia w Tychach. Mija kolejna dekada i konstruktor Jan Weryński może wejść na prefabrykowany szkielet rotundy, wzniesiony metodą eksperymentalną w 12 dni (to chyba moje ulubione zdjęcie w książce: konstruktor na dachu). W 1967 roku budynek osiąga stan surowy i bardzo zamknięty.
Lata 70. nie przynoszą większych zmian, stan jest nadal surowy, wrocławianie snują domysły, dlaczego nic się nie dzieje: może rotunda jest za mała i obraz się nie mieści? Prace konserwatorskie zostają wstrzymane, a autorzy projektu dostają zlecenie przeprojektowania budynku na Wrocławskie Centrum Kultury (te rysunki są nieco mroczne). Cała sprawa wygląda dość ponuro, pustostan chyba działa na wyobraźnię i okazuje się wizualnie bardzo efektowny, co widać w kilku ujęciach apokaliptycznego filmu “Na Srebrnym Globie” Andrzeja Żuławskiego. Wnętrze rotundy gra pogrążoną w chaosie bazę kosmonautów, bohaterowie przemieszczają się pod powierzchnią parasola i po pochylni, prowadzącej od pomieszczeń technicznych.
Kadr z filmu “Na Srebrnym Globie” Andrzeja Żuławskiego (wnętrze rotundy jako baza kosmonautów)
[Na marginesie: skomplikowane losy filmu, kończonego dekadę po rozpoczęciu zdjęć, w zaskakujący sposób splatają się z historią opuszczonej rotundy. Film Żuławskiego miał szansę stać się światowym hitem science-fiction, ale przez polityczną decyzję o przerwaniu produkcji w 1977 roku i odłożeniu taśm na półkę popadł w zapomnienie. Uzupełniony autorskim komentarzem (zamiast brakujących scen), pokazany w Cannes w roku 1988 nie wybrzmiał pełnym głosem, jednak za sprawą swojej rwanej formy działa dziś dużo mocniej niż klasyczny film sci-fi. Uniwersalna przypowieść o poszukiwaniu wolności i doskonałości zyskała dodatkowy wymiar, bo opowiada także o wolności i jej braku w PRL, o twórczym procesie i uwikłaniu we współczesność. Pustka rotundy także niesie w sobie ciężar znaczeń, podobnie jak wykorzystane w filmie wnętrza nieużytkowanej (i równie politycznie problematycznej) synagogi “Pod Białym Bocianem”. Mogłabym o tym filmie pisać i pisać, bo było to jedno z większych odkryć podczas szukania materiałów do książki – jeśli chcecie wiedzieć (i obejrzeć) więcej, zajrzyjcie do tekstu Kuby Mikurdy i na stronę Kadru]
Kiedy zmieniły się losy malowidła i budowy? Wraz z solidarnościowym zrywem, bo w 1980 roku powstał kolejny, ale tym razem w pełni społeczny, Komitet Odbudowy Panoramy Racławickiej. Dzięki zbiórkom środków (a także aluminiowych kapsli), zaangażowaniu mieszkańców i wojska (zdjęcie: “Ojczyźnie dziesięć żołnierskich przepustek”), prace znów ruszyły. Gdy malowidło poddawano wewnątrz konserwacji, trwała budowa małej rotundy, zagospodarowywanie terenu wokół, szklenie i porządkowanie. Wreszcie, po 39 latach, malowidło zostało udostępnione zwiedzającym 14 czerwca 1985 roku.
Ewa i Marek Dziekońscy nad planami rotundy (zdjęcie ze zbiorów Ewy Dziekońskiej, reprodukowane w książce wydanej przez Muzeum Narodowe we Wrocławiu)
Historia pełna przestojów i zwrotów akcji, a co z architekturą? Wymyślony w 1957 roku budynek jest podporządkowany funkcji i otoczeniu, nie dominuje, a wchodzi w dialog z bliższym i dalszym gotyckim sąsiedztwem. Oddziałuje czytelną formą, uwidocznioną betonową konstrukcją, surowością materiału łagodzoną przez zieleń, daje również pole do interpretacji (korona? kosy? pinakle?). To unikatowa realizacja lat 60., rzadko jednak jest tak postrzegana: budowa trwała zbyt długo, w hallu kłaniają się lata 80., a całość to przede wszystkim oprawa dla legendarnego malowidła. Jedno bez drugiego nie mogłoby zresztą istnieć, dlatego warto oglądać je razem, zwracając przy tym uwagę na wzory szalunków odciśnięte w betonie, na obniżony dziedziniec, który wprowadza nas do pawilonu i niemal sakralną przestrzeń ciemniej pochylni, którą przechodzimy do świetlistego wnętrza rotundy. To wszystko pomysły Dziekońskich, które wiele lat czekały na realizację, a dziś nadal działają bez zarzutu.
I już, może skończę po prostu tak, jak w książce. Budynek Panoramy Racławickiej sugestywnie opowiada o powojennym, wrocławskim półwieczu: w środku – mityczne Kresy, a na zewnątrz – nowoczesna konstrukcja.
Książka o rotundzie poleca się (projekt graficzny: Marian Misiak, Olaf Schindler)